Drugi w kolejności starszeństwa jest Jacek.
Mój
jedyny kuzyn w pierwszej linii. I jednocześnie jedyny kuzyn, co do którego
absolutnie nie jestem pewna tego, jak się przy nim zachowam.
Jacka
nie da się ująć w słowach. Czasami jest jak dziecko z autyzmem, zamknięte w
swoim świecie, niereagujące na bodźce; czasami jest niepokojąco nadpobudliwy;
niekiedy bywa grzeczny, posłuszny, dowcipny i ułożony, kiedy indziej popada w
jakąś dziwną chandrę, melancholię, niemal depresję: nieważne, co mu wtedy
zaproponujesz- dopóki sam nie wróci do stanu równowagi, nie będzie nadawał się
do życia społecznego; innym razem biega, podskakuje, zaczepia siostry i drze
się jak opętany, nie mogąc usiedzieć na miejscu.
I
nigdy nie wiesz, czym go sprowokujesz i do czego.
I nigdy
nie wiesz, czym on sprowokuje ciebie.
Jacek
jest dzieckiem, co do którego odczuwam największe wyrzuty sumienia, bo bardzo
często tracę przy nim panowanie nad sobą. Nie umiem zachować spokoju w obliczu
jego chwiejności, nie jestem w stanie znieść tych humorów, wrzasków ani nawet
siły jego opanowania. Jestem bezradna.
Bezradna
przy niespełna dziesięcioletnim dziecku.
Kocham
go, ale nic nie poradzę na to, że czasem go nie lubię. Przede wszystkim, jest
chłopcem, co w oczach rodziców momentalnie stawia go wyżej od córki, choćby i
pierworodnej. W dodatku jest młodszy, co też daje mu przywileje.
No i
umie wykorzystywać rodziców. Nauczył się tego bardzo wcześnie, co moim zdaniem
dowodzi, że poradzi sobie w życiu.
A
jeśli sobie nie poradzi, zawsze ma starszą siostrę, która będzie się nim
opiekować, bez względu na wszystko.